Już nie mogliśmy się doczekać tego momentu! Z tęsknoty za tymi emocjami, ale pewnie też dlatego, żeby już się to okienko transferowe zamknęło i zawodnicy przestali nam z klubu znikać. Obejrzeliśmy więc mecz, ale na kolana nas on nie rzucił. 

Byłem, zresztą nie tylko ja, trochę zdumiony ustawieniem wyjściowej jedenastki. Była mocno defensywna, praktycznie tylko z dwoma zawodnikami ofensywnymi. Na boisku to się potwierdziło, a najbardziej dziwił mnie fakt gry Kuby Tosika jako ostatniego stopera!

Widać trener wiedział jakim materiałem ludzkim dysponuje, obawiał się chyba też braku zgrania kleconej w ostatniej chwili ekipy. Rzeczywiście widać było, że chłopcy nie do końca, delikatnie mówiąc, się rozumieli. Dlatego też na samym początku groźniejszą wydawała się być Lechia, a nasi jacyś tacy nieporadni.

Po jakichś 20 minutach chyba pierwsza trema ich opuściła, gra się wyrównała, a nawet zarysowała się lekka przewaga polonistów. Paradoksalnie nastąpiło to w czasie kulminacji akcji protestacyjnej i zaniku dopingu, kiedy to „honory domu” w tym względzie starali się przejąć fani zgromadzeni na trybunie głównej.

Nasi pracowali, ale nawiązując do zdania wypowiedzianego kiedyś przez Napoleona, nie mieli armat. Zawodnicy o większym potencjale w grze do przodu, czyli Jacek Kiełb i Miłosz Przybecki, siedzieli na ławie, gdy tymczasem osamotnieni z przodu Paweł Wszołek i Daniel Gołębiewski, miotali się pomiędzy liczniejszymi obrońcami gości. Próbowali włączać się do akcji zaczepnych Adam Pazio i Łukasz Piątek, ale to ciągle nie było TO.

Szczęśliwie dobrze prezentowała się defensywa. Dwójka nowych stoperów – Martin Baran i Igor Morozov, moim zdaniem całkiem, całkiem. Wspomniany już Kubuś tradycyjnie wkładał w grę dużo serca i potu, trochę miał tych swoich kiksów, ale w jednej sytuacji, to chyba zapobiegł wydawało się pewnej utracie bramki.

Seba Przyrowski za dużo pracy w tym meczu nie miał, raz było dziwnie, kiedy to piłka odbijała się wysoko na przemarzniętym boisku i nikt, w tym nasz bramkarz, nie mógł przez jakiś czas nad nią zapanować. Przy utracie bramki ani Sebę, ani obrońców za bardzo bym nie ganił – to była akcja, która przynosi chlubę atakującym, a nie hańbę obronie. Pięknie zagrana, dokładnie, w tempie i z wykończeniem.

W środku podobał mi się Tomek Hołota, jeszcze tylko trochę więcej gry do przodu i może próby strzałów, poproszę. Co do Vytautasa Lukšy, to na kolana nie powalił, średni.

W drugiej połowie wreszcie zobaczyliśmy tych atakujących i wtedy zrobiło się groźniej pod bramką Buchalika. Ze zmian blado wypadło wejście Pawła Tarnowskiego – i tu znowu zaskoczenie, miałem go raczej za gracza ofensywnego, gdy tymczasem wszedł jakby na pozycję ostatniego obrońcy, zastępując tam Tosika. Ciekawe…

Optymizmem napawa mnie fakt podniesienia się po utracie bramki. Mogliśmy zobaczyć, że naszych chłopców stać na ostry atak, że potrafią stwarzać groźne sytuacje, a już sam strzał Miłosza, to taka mała uczta dla oczu – dobra ocena zachowania bramkarza i niezwykle precyzyjny, mierzony strzał. No i na koniec ta bomba w wykonaniu Barana – dlaczego to nie wpadło, buuuuuuu.?

Remis chyba w sumie zasłużony, ale wielkiej radości nie ma, bo Lechia cienka była niezmiernie. Tak naprawdę, to poza tą akcją bramkową nic nie pokazali, a ich nowy nabytek, Mohammmed Rahoui, zrobił na mnie wrażenie ostrego ogóra.

Teraz zobaczymy co zrobią na inaugurację inni i wtedy zaczniemy snuć przypuszczenia na kolejne mecze. Myślę, że jest jakiś promyczek nadziei, że drużyna zacznie się zgrywać i rozumieć w tym zestawie osobowym, że już nikt nie ucieknie i coś tam ugramy. O zagrożeniu spadkiem nawet nie myślę, ale trudniej mi wierzyć w utrzymanie miejsca w ścisłej czołówce (w granicach do 6 miejsca), a co dopiero na pudle.

Cieszyć może natomiast całkiem spora, zwłaszcza biorąc pod uwagę aurę, frekwencja, bo na Głównej było raczej tłoczno, a i Kamienna była nieźle wypełniona. Oczywiście stada VIP’ów i duża reprezentacja ludzi kojarzonych raczej z lokalnym rywalem, z Markiem „Beretem” Jóźwiakiem na czele. Może mu teraz, po chłodnym rozstaniu z ostatnim pracodawcą, bliżej na K6?

Share

Post Zaczęło się, ale z małym sportowym falstartem pojawił się poraz pierwszy w Polonia Warszawa online | Duma Stolicy | Czarne Koszule | KSP.