Widocznie nie jestem normalny. Zaledwie pół roku temu, gdy z Polonii odchodził jej „szczur nie kapitan”, byłem na niego wściekły i dawałem temu wyraz na „Kamyku”; gdy odchodził Bruno byłem szczęśliwy, gdy nie mógł się od nas odkleić duży dzieciak z wybujałym ego – Çani, traktowałem go na łamach „Dumy Stolicy”, niczem Sneer Bonina – bo byłem przekonany o tym, że wcześniej, czy później popsuje atmosferę w drużynie (co, nomen-omen, uczynił).
Teraz odchodzą od nas najlepsi piłkarze, którzy obok Pawła Wszołka, Łukasza Teodorczyka i Adama Pazio stanowili o obliczu drużyny z fantazją, a ja nie mogę w sobie wzbudzić negatywnych uczuć w stosunku do nich. Ba, o ile Marcin Baszczyński wrócił do swojego gniazda, o tyle Tomasz Brzyski i Lado Dwaliszwili odeszli do odwiecznego wroga, Teo podpisał kontrakt z Kolejorzem – a we mnie się żarzy, jedynie wątły płomyk żalu, bez śladu nienawiści.
Czemuż to, ach czemuż mnie nie rusza?
Najprościej można by rzec, że biorąc pod uwagę okoliczności, to ja się im nie dziwię. Tak sobie jednak myślę, że głównym powodem tej mojej znieczulicy jest instynkt samozachowawczy. Żyję na tym świecie odrobinę dłużej, niż zdecydowana większość z kibiców i sympatyków Polonii odwiedzających nasz portal. Z upływem lat, człek uczy się myślenia „o kilka ruchów do przodu”. Dążenie do sukcesu za wszelką cenę – to nasze, staropolskie „zastaw sie a postaw sie” – nie dbając o to, co będzie jutro, za miesiąc, za rok – jakże często kończy się tragicznie. A ja mam już dość tych polonijnych tragedii.
Załóżmy, że Ireneuszowi Królowi udałoby się gdzieś, tam na wschodzie, czy zachodzie pożyczyć (zachachmęcić, skołować) kasę na wyczyszczenie długów klubu do zera. Spłaciłby wszystkich pięknie i oto do meczu z Lechią Gdańsk Polonia wyszłaby na boisko w składzie z jesieni. I fajnie by było. Wygralibyśmy, potem powalczylibyśmy, być może z Lechem, po raz kolejny wygrali derby. Ale gdzieś tak, około piątej kolejki ligowej, pojawiłyby się pierwsze głosy o tym, że na jesieni, to Król, chociaż premie za zwycięstwa płacił, a teraz nawet tego nie ma. Nawet, gdybyśmy jakimś cudem otrzymali licencję na grę w ekstraklasie w przyszłym sezonie, to na pewno z bagażem z dziesięciu punktów ujemnych i zakazem transferów. Piłkarze już w trakcie sezonu złożyliby papiery na rozwiązanie kontraktów z winy klubu, które to wnioski władze piłkarskie „klepnęłyby” bez zająknięcia, jeszcze przed końcem rozgrywek. Pozostałyby długi do spłacenia, spadek z ligi i kolejne punkty ujemne i zakaz transferów. A, tak naprawdę, znacznie bardziej prawdopodobne byłoby chyba wycofanie drużyny w trakcie rozgrywek.
Z zagrożenia tym czarnym scenariuszem doskonale zdaje sobie sprawę Ireneusz Król, który kupując Polonię porwał się z motyką na Słońce. Odnoszę jednak wrażenie, że o ile jego poprzednik odszedł „bez twarzy”, ale za to ze snopkami siana wystającymi z cholew butów z krokodylej skóry, o tyle Król podejmuje rozpaczliwe próby zachowania resztek swojej facjaty. I nie twierdzę tu, iż czyni on te zabiegi z miłości do Polonii. On to robi dla siebie samego. Ponadto niewykluczone, że chce wszystkim pokazać, iż mu się uda wyprowadzić klub „na zero” schodząc z kosztów. Ja w to jakoś nie wierzę, ponieważ boję się, że to zejście z kosztów skończy się zejściem śmiertelnym stuletniej staruszki, a przy okazji stanami zawałowymi jej kibiców.
O sposobach działania Króla w stosunku do graczy, którym wisi pieniądze i moim stosunku do tych działań pisałem w poprzednim felietonie. O pokazaniu Tomkowi Brzyskiemu drzwi, również pisałem. W podobnej sytuacji znalazł się teraz Lado, którego Król wypchnął z Polonii. Ci dwaj ludzie by od nas nie odeszli, gdyby było normalnie. W obecnej sytuacji, Dwaliszwili, Baszczyński i reszta finansowych książąt wojciechowskich musi odejść, abyśmy mogli dograć ten sezon do końca. Za chwilę Kopaniak nie wpuści Polonii na nieopłacony stadion, nie będzie, czym zapłacić za ochronę, nie przyznają nam licencji, albo przypieprzą ujemnych punktów tyle, że nie będziemy mieli szans ich odrobić. Czasy, kiedy nieogolony, wyrośnięty dzidziuś bawił się swoją stuletnią zabaweczką, minęły.
W tym kontekście, pretensje do odchodzących z klubu piłkarzy są nie na miejscu. Paradoksalnie, oni odchodząc pomagają klubowi. Tak, jak niegdyś Żurawski pomógł Lechowi, później Sadlok z Sobiechem Ruchowi, ostatnio Milik Górnikowi, Wolski (wcześniej Rybus i Borysiuk) Legii i wielu, wielu innych piłkarzy na wszystkich szczeblach rozgrywek (w odpowiednich proporcjach, oczywiście). Ich odejście kojarzy mi się idiotycznie z kamieniem, który spadł mi z serca (odciążenie budżetu, które może uratować klub), miażdżąc boleśnie stopę (żal straconej szansy na „pudło”).
Pamiętacie pierwsze wywiady Lado, po przyjściu do Polonii? Ja pamiętam. Mówił o tym, że Polonię traktuje, jako etap kariery w drodze do jakiejś ligi zachodniej. Po drodze chciałby z Polonią zagrać w Lidze Mistrzów. No i on grał tak, aby się w tej LM znaleźć. Nie jego wina, że nygusy typu Trałka, czy Bruno nie chciały mu pomóc, a ogórki typu Sikorski, czy Bonin nie potrafiły. Jak na poziom polskiej ligi, grał świetnie, a do jego zaangażowania nigdy nie miałem zastrzeżeń.
Miałem już nic nie pisać, ale jestem zbulwersowany jazdą bez trzymanki po piłkarzach, uprawianą przez niektórych braci po szalu. Zachowujmy się godnie w tych ciężkich czasach, na Boga. Jeśli nie mamy teraz, czym przyciągnąć rzeszy nowych kibiców, to przynajmniej nie traćmy tych, którzy dopiero, co się pojawili. Jakże strasznie rażą gęby pełne frazesów o pięknej historii, polonijnym etosie, rodzinnej atmosferze w zestawieniu z zacietrzewieniem, chamstwem, brakiem jakichkolwiek hamulców w rzucaniu na wszystkie strony rzadkim gównem.
Makumbie, przeczytałeś to, co napisałeś? Ja też, nie ukrywam, potrafię czasami użyć zbyt mocnych słów (chociaż nie – ad personam), ale Twój „utwór poetycki”, jest tak wyjątkowo ordynarny i obrzydliwy, że nie reagując nań, nie mógłbym się rano ogolić, bowiem nie mógłbym patrzeć na odbicie swojej gęby w lustrze. Pobiłeś rekord świata, dwukrotnie w sposób ohydny obrażając matkę Lado w czterech krótkich linijkach tekstu! Napisałeś: „temat uważam za zakończony”. Ja ten temat uważam za zakończony dopiero teraz.
Tak w ogóle, czytając, jak zamierzacie przyjąć Lado i Brzytwę, tym razem podczas derbów usiądę sobie na samym skraju Trybuny Kamiennej, ponieważ nie chcę w tym żenującym koncercie brać udziału. Ja dziękuję tej dwójce za ambitną i z reguły dobrą albo bardzo dobrą grę w „Czarnych Koszulach”. Nie życzę, jedynie szczęścia i sukcesów w nowych barwach. Wiadomo…
Cóż, widocznie nie jestem normalny.
Post Spadł kamień z serca i zmiażdżył śródstopie pojawił się poraz pierwszy w Polonia Warszawa online | Duma Stolicy | Czarne Koszule | KSP.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.