W poście pod moim felietonem Spadł kamień z serca i zmiażdżył śródstopie, Yanek podniósł niezwykle ważny problem odpychania od Polonii potencjalnych kibiców warszawskością. Miałem zamiar odpowiedzieć postem na post, ale wyszedł mi tekst, ciut zbyt długi ;). Od dawna myślę nad tym, w jakiś sposób przyciągnąć do nas nowych kibiców. Uważam, bowiem, że to, iż jest nas zbyt mało, stanowi podstawową przyczynę braku zainteresowania, ba – olewania nas – przez polityków, władze lokalne, ale i mały, średni i duży biznes. Uważam, że (pomijając obecną trudną sytuację klubu oraz wstydliwą dla nas, bez wątpienia, fuzję z Groclinem) powody mikroskopijnego dopływu nowych kibiców są trzy.
- Brak jednego stowarzyszenia kibiców
Jak to możliwe, aby przy tak małej ilości kibiców, dzielić się, aż tak bardzo? Dopóki nie będzie jednego, jednego – nie: „może chociaż dwóch, albo trzech?” – stowarzyszenia, nowy kibic będzie zdezorientowany. Bo naprawdę, komuś z zewnątrz trudno jest zrozumieć ten stan rzeczy. Ponadto dochodzi drugi, nie wiem czy nie ważniejszy argument – władza lokalna będzie miała, z kim rozmawiać, bo obecnie – ilu Polonistów tyle zdań na każdy temat. Ktoś to wszystko powinien wziąć za mordę i uporządkować. Nawet nazwa nowego stowarzyszenia powinna być neutralna w stosunku do nazw obecnych stowarzyszeń, grup sympatyków, kół zainteresowań i towarzystw wzajemnej adoracji, żeby któreś z obecnych się nie obraziło. Na przykład: Stowarzyszenie Sympatyków Polonii Warszawa „Czarne Serca”. Odłożyć na bok wszelkie animozje, zjednoczyć wszystkie, co do jednego, środowiska polonijne, działać razem, panie i panowie „szlachta”!
- Kłótnie, swary głupie
Stawiam się często (ponownie, bo nie jestem „rodowity” i kiedyś dołączałem do naszej społeczności) w sytuacji kogoś, kto chce zostać kibicem Polonii. Cóż robi ten nowy? Żyjemy w dobie Internetu, więc nowy zagląda na nasze fora, czyta, stara się poznać środowisko. Potem przychodzi na stadion. Czasami zaczyna od Głównej, czasami od Kamiennej. Obserwuje, słucha o czym rozmawiamy, jak się wzajemnie traktujemy, jaki jest stosunek „starych” do „wchodzących”, jak traktujemy piłkarzy, trenerów, czy potrafimy współdziałać z władzami klubu. Zostaje, bądź dochodzi do wniosku, że to nie jest jego bajka, ta Polonia.
Co może zaobserwować, rzeczony nowy? Kłótnie i swary pomiędzy „rodowitymi”, który jest bardziej „rodowity” i zasłużony. Udowadnianie sobie wzajemnie, kto miał rację przed trzema laty, albo przed miesiącem, wieszcząc coś złego, a kto tej racji nie miał. Trudno znaleźć za to spór o to, kto miał rację wieszcząc coś dobrego (bo starzy w Polonii muszą wieszczyć coś złego, mają w tym doświadczenie z tych „czterdziestu lat”). Nowy spotyka się z wszechobecnym malkontenctwem, teoriami spiskowymi, zacietrzewieniem w wyrażaniu poglądów, chęcią dokopania adwersarzowi, za wszelką cenę. W walce o strefę wpływów Legia stosuje terror oparty na sile fizycznej, a my stosujemy terror oparty na słowach. I nie byłoby w tym nic złego (od zawsze słabszy fizycznie nadrabiał intelektem), gdyby ostrze pióra (no, powiedzmy, że klawiatury, jeśli klawiatura może mieć „ostrze”) skierowane było na zewnątrz, a nie raniło innego Czarnego Serca.
Ale i „ostrze klawiatury” skierowane na zewnątrz częstokroć trafia kulą w płot. W walce na słowa trzeba znaleźć takie argumenty, które mają szanse przekonać nie przekonanych i umocnić poglądy przekonanych. Tymczasem na forach polonijnych, ale – niestety – również na forach zewnętrznych, gdzie walczyć trza na argumenty z hejterami różnej proweniencji, nie ma w zasadzie dyskusji, bez generała Bordziłowskiego. Ludzie, do ciężkiej cholery, czy wy nie rozumiecie, że w obecnych czasach nikogo, oprócz Was, nie obchodzi, jakiś Bordziłowski? Dzisiaj ludzie chcą obejrzeć mecz i w zależności od cech charakteru, temperamentu – zjeść smacznego hot-doga i popić colą, albo podrzeć mordę (śpiewać każdy może) w towarzystwie podobnych sobie, „pozytywnie zakręconych” wokół klubu, którego sobie wybrał do kochania. Aby sobie wybrał do kochania Polonię, musi mieć warunki, stworzone przez nas – kibiców, którzy będą z Czarnymi Koszulami, już na zawsze. O Bordziłowskim pogadajmy sobie na spotkaniach z kibicami, seminariach naukowych. To temat dla koneserów. Na zewnątrz pokażmy jedność, „pozytywne zakręcenie”, fajną atmosferę, przyjazną i otwartą na nowych, potencjalnych kibiców. Myślenie pozytywne, przyszłościowe, a nie ciągłe liczenie „rachunków krzywd”. Nie wiem, jak się skończy obecny kryzys, czy wysoka temperatura doprowadzi do przesilenia zakończonego udaną, lub nie reanimacją na OIOM-ie, czy też uda się zastosować jakąś kurację, która pacjenta uzdrowi, ale powinniśmy skończyć z kłótniami pomiędzy sobą. Obecnie, to ja czasami odnoszę wrażenie, że Polonii nie potrzeba hejterki zewnętrznej. Hejterka wewnętrzna rozsadza ją skuteczniej.
- „Szlacheckie pochodzenie”
Każda polemika na forum polonijnym kończy się tak samo. Za każdym razem, w chwili, gdy argumenty starego Polonisty się wyczerpują, znajdzie się jakiś „rodowity” (niekoniecznie jeden z adwersarzy) i pada argument o tym, jak to już dziad-pradziad chodził na Polonię, a ja sam po raz pierwszy na Polonii byłem 1979-tym. No i skoro dziad-pradziad, i ja sam w deszczu, śniegu i błocie moczyłem pieluchy na Konwiktorskiej ulicy numer sześć, to kudy tobie, adwersarzu do mnie? Co Ty możesz wiedzieć, co Ty przeżyłeś? Zamknij mordę i siedź cicho, bo nigdy mieć racji nie będziesz i basta.
Chylę czoła i zawsze chylił czoła będę, przed tymi, którzy te pieluchy moczyli w swym debiucie na K6, ale protestuję przeciw odtrącaniu w ten sposób całej rzeszy aktualnych (być może od niedawna, być może jeszcze nie na tyle związanych z klubem, aby po nich te zaczepki rodowitych nie spływały, jak po kaczce) oraz potencjalnych kibiców, którzy zaglądając na nasze fora zastanawiają się: po cholerę ja będę do nich dołączał, przecież u nich, to ja zawsze będę intruzem.
Wielokrotnie powtarzałem, że pierwsze wrażenie kogoś, kto wchodzi do Internetu i zaczyna na chybił-trafił czytać wszystko, co piszą kibice Polonii jest takie oto: kibic Polonii to rodowity warszawiak, którego rodzinne korzenie kibicowskie sięgają 1911 roku, zatwardziały prawicowiec, nienawidzący wszystkiego, co się kojarzy z komuną, ciągle rozpamiętujący spektakularne porażki, niewykorzystane szanse, otoczony zewsząd wrogami, na którego wszyscy się uwzięli i chcą mu zrobić na złość, wypominający innym pochodzenie, grzeszki z przeszłości, nieugięty idealista z inklinacjami do zapominania grzeszków własnych, tworzący wokół siebie i innych rodowitych atmosferę oblężonej twierdzy, do której w zasadzie dostępu nie ma.
To nie jest ocena rzeczywistej sytuacji, jeno ocena wrażenia, jakie można odnieść.
Solą Polonii są rodowici. Gdyby nie oni, zapewne bym tego felietonu nie napisał, bo nie miałbym gdzie i nie bardzo miałbym, o czym. Ale wszyscy kibice, z całym szacunkiem dla rodowitych, muszą być równi. Nie ważne skąd przychodzą. Rodowitych nie będzie przybywało. Ci z nich, którzy mieli kibicować Polonii, już kibicują. Wielu nie kibicuje nikomu, bo ma sport, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej, w dupie. A w Legii, też są rodowici – skończmy z pisaniem bzdur, że tak nie jest. Jeśli starzy kibice Polonii będą wytwarzać wokół siebie aureolę wyjątkowości i nadzwyczajności, to liczyć się należy nie – ze zwiększeniem „masy kibicowskiej”, ale z jej zmniejszeniem. Dzieci rodzi się z roku na rok mniej, a starszyzna w sposób naturalny wymiera. Dotyczy to również rodowitych Polonistów. Każdy klub na świecie stara się wszelkimi sposobami przyciągać kibiców – i tych z Koziej Wólki i tych z Tokio, czy z Pekinu. Każdy powie, że do przyciągania potrzebny jest magnes. Ale ważne jest, żeby ten magnes ustawić odpowiednim biegunem do obiektu przyciąganego. U nas, niektórzy chcą dobrze i korzystają z magnesu, tyle, że ustawiają go stroną przyciągającą, jeno ich samych.
Rzeczywiście, bardzo wielu kibiców Polonii ma poglądy prawicowe i nic w tym złego, ale pod warunkiem, że nie odtrąca się nieprzemyślanymi działaniami potencjalnych nowych kibiców. Jeśli nastawimy się na to, żeby przyciągać jedynie prawicowców, to wykluczamy całą, ogromną rzeszę ludzi, którzy posiadają odmienne poglądy polityczne. A inne poglądy polityczne, to w kontekście kibicowania, też nic złego.
Co za różnica, czy nieznany mi młodzieniec, stojący obok mnie na Kamyku: drze mordę „..choć wiem, że są…”, wpada w ekstazę, gdy nasi strzelają w 91 minucie gola na 1:0, grając w 10-tkę, rzuca przeciągłe „kuuurwaaa!!!”, razem z połową stadionu, gdy tracimy samobójczego gola na 0:1 w 89 minucie – jest prawicowcem, lewicowcem, czy też osobistym miłośnikiem pracownicy bufetu w barze Jeleń? On ma kochać Polonię, a nie Jarosława Kaczyńskiego.
Dopóki, zarówno w całej swej kibicowskiej masie (jako społeczność kibiców i sympatyków Polonii), jak i każdy z nas z osobna (hejterujac, gdzieś, tam w necie, tocząc dyskusje w pracy, w szkole, podczas wyjazdów, gdzieś w Polskę), nie zrozumiemy, że musimy bardziej się otworzyć, starać się wzbudzić powszechną sympatię do naszej ferajny, pokazać, że tworzymy monolit, a nie gromadę skłóconych frustratów mających pretensje do wszystkich wokół – zawsze będziemy na marginesie. A nikt nie chce dołączać do marginesu…
I jeszcze jedno. Kiedyś, chyba na przełomie Kaczmarka i Grembockiego, bodajże na nieistniejącym już portalu prowadzonym przez Kaminero (pozdrawiam), przy okazji podobnej dyskusji ktoś postawił tezę, której sens był następujący: „nie wolno nam budować Polonii, jako przeciwieństwa Legii”. Pozwolę sobie wyrazić przeciwne zdanie na ten temat. Jeśli jest w Warszawie jakiś rodowity, zasymilowany, czy słoik (proszę, bez obrazy, ja terminu „słoik” używam dla określenia grupy społecznej, nie zaś w celu dyskredytowania kogokolwiek, sam kiedyś byłem słoikiem;) ), który chce dołączyć do grupy kibiców piłkarskich w Warszawie, a imponuje mu: demolowanie własnego stadionu, prowokowanie rozrób na każdym wyjeździe w kraju i za granicą, bohaterskie odbieranie w pięciu szalika wrogiego klubu dwunastolatkowi, masakrowanie we trzech czternastolatka, który wychodzi z meczu koszykarskiego wrogiego klubu – to on nie wybierze Polonii. W Warszawie powinniśmy się wyróżniać innymi przymiotami, bo na tej niwie szans nie mamy żadnych.
A gdyby ktoś się pytał: dlaczego, w świetle wygłoszonych powyżej opinii, nadal jesteś z nami, Mountasie?, to odpowiadam: ponieważ jestem na punkcie Polonii, pier…nięty, jak Wy.
*
Podjąłem decyzję o „wyciszeniu się”. To moja ostatnia „homilia”, jak ktoś kiedyś „podsumował” w poście jeden z felietonów na Dumie Stolicy. Dzięki za cierpliwość podczas czytania „strzałów z goleni”. Czas na młodszych, lepiej „czytających” współczesną kibicowską i piłkarską rzeczywistość. Do zobaczenia na stadionie, niezależnie od tego, czy ekstraklasowym, czy czwartoligowym (obym dożył czasów, że pełnym stadionie, tak pełnym, że aż zabraknie biletów)…
Post Jeśli jesteś pier…nięty, z nami klaszcz pojawił się poraz pierwszy w Polonia Warszawa online | Duma Stolicy | Czarne Koszule | KSP.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.